Kliknij tutaj --> 🎑 minęło dziesięć lat jak wygląda teraz twoje życie opowiedz
13 lat temu zmarłą Agata Mróz. Siatkarka poświęciła swoje życie dla córki. Mimo iż zmagała się ze śmiertelną chorobą, przestała się leczyć, aby móc ją urodzić. Niestety, zmarła 2 miesiące po narodzinach Liliany. Miała zaledwie 26 lat.Śmierć Agaty Mróz wstrząsnęła całą Polską. Przez swoje bohat.
Tłumaczenia w kontekście hasła "Minęło dziesięć dni" z polskiego na angielski od Reverso Context: Minęło dziesięć dni i pojawiają się plotki, że morderca zrobił tak, jak zapowiedział. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja
TWOJE DANE: Pamiętaj, udział w konkursie jest dobrowolny. Dodając swój komentarz, wyrażasz zgodę na opublikowanie twojego imienia i nazwiska (lub pseudonimu), w przypadku ewentualnej wygranej, na liście laureatów, czyli na wykorzystanie i przetwarzanie twoich danych osobowych w celu przeprowadzenia niniejszego konkursu (zgodnie z
W tym roku minęło dziesięć lat od kiedy Oscar Pistorius dopuścił się morderstwa Reevy Steenkamp. Sportowiec, który był idolem i inspiracją nie tylko dla kibiców w Republice Południowej Afryki, ale na całym świecie, na długi czas zniknął z życia publicznego. Teraz okazuje się, że może niespodziewanie do niego wrócić. Powiedzieć o historii Pistoriusa, że jest
Laureaci. Jak teraz wygląda Brooke z 'Mody na Sukces'? Ma 60 lat, a figury mogłaby jej pozazdrościć niejedna młodsza kobieta! Kiedy Katherine Kelly Lang zaczynała grać w "Modzie na Sukces" miała 26 lat. Minęło tyle czasu, a ona wygląda tak, jakby czas się dla niej zatrzymał! "Moda na Sukces" to jeden z najdłuższych, telewizyjnych
Site De Rencontre Pour Femmes Riches. Cieszę się, że w tym roku, już po raz drugi, udało nam się wygrać okładkę iMagazine. Bardzo mi na tym zależało, ponieważ w tym miesiącu obchodzimy dziesiąte urodziny Nozbe! Chciałem świętować je właśnie z Tobą, czytelniku iMagazine, oraz zespołem wydawniczym, z którym związany jestem od początku istnienia magazynu – moje felietony o produktywności pojawiają się w nim od pierwszych numerów. Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 2/2017 Na wstępie będę chciał wyjaśnić, dlaczego i jak walczyliśmy o okładkę tego numeru iMagazine, a potem przejdę do podsumowania dziesięć lat Nozbe – w kontekście biznesu i aplikacji, ale także rozwoju ekosystemu Apple w ciągu tej dekady – czyli to, co Ciebie, czytelniku iMagazine, szczególnie zainteresuje. Nie przesadziliście z ceną za okładkę? Zacznę od pytania, które zadaje mi każdy, kto zobaczy cenę, jaką na aukcji osiągnęła w tym roku okładka: 22 400 złotych: „Oszaleliście?”. Nie! Już tłumaczę, dlaczego. Te pieniądze idą na WOŚP – na pomoc dzieciakom. Więc nie ma tematu. Tę wspaniałą akcję warto wspomóc tak dalece, jak się tylko da. Uważam, że Dominik wraz z redakcją iMagazine mieli super pomysł z licytacją okładki, toteż chętnie wsparłem ten pomysł. I tak chciałem wpłacić pieniądze na Orkiestrę. Skąd mamy tyle pieniędzy na tę inicjatywę? Efekt oszczędzania. Od dziesięciu lat prowadzenia Nozbe co miesiąc odnotowywaliśmy zysk. Mniejszy lub większy, ale każdy miesiąc był na plusie. Dlatego podjąłem decyzję, aby każdego miesiąca nie tylko płacić 19% podatku liniowego, ale także odkładać część pieniędzy na inne sprawy, między innymi 3% na cele charytatywne. Mam prosty arkusz Numbers, który wszystko za mnie wylicza i tak od dziesięciu lat odkładam 3%, miesiąc w miesiąc, i przelewam je na osobne konto w mBanku. Kiedy odbywają się takie akcje, jak licytacja okładki, mogę być naprawdę hojny, bo wiem, że mam pieniądze przeznaczone specjalnie na ten cel. Lubimy pomagać. Pomoc jest naszą misją, bo jako Nozbe wspieramy zapracowane i zestresowane osoby oraz ich zespoły tak, by mogły lepiej się zorganizować. Poza tym właśnie dzięki regularnemu oszczędzaniu na cele charytatywne pomagamy innym finansowo. Oba te typy pomocy sprawiają nam niesamowitą frajdę! Ok. Teraz czas na podsumowanie dziesięciu lat Nozbe: 2005 rok – jak powstała aplikacja Nozbe i dlaczego była tylko webowa? Początki są trudne… Eee, w moim przypadku wcale nie były. Po prostu przeczytałem książkę Davida Allena „Getting Things Done” i stwierdziłem, że muszę się zorganizować. Jako freelancer zajmujący się marketingiem internetowym miałem coraz więcej klientów i nie potrafiłem ogarnąć wszystkich zobowiązań. Szukałem różnych narzędzi do wdrożenia metodologii GTD w życie i nie mogłem znaleźć nic odpowiedniego. Dzięki magii PHP i MySQL napisałem więc w jeden weekend prototyp Nozbe. Wybrałem technologie webowe, bo chciałem w przyszłości mieć dostęp do aplikacji z każdego miejsca na ziemi. Potem przez kolejne miesiące usprawniałem projekt, ze dwa razy przepisałem go, aby w 2006 roku podjąć w końcu decyzję, że zaprezentuję go światu. Skoro mnie się fajnie z nim pracuje, to może innym też się spodoba. 2007 rok – pierwsze trzy miesiące Nozbe, czyli jak udało się przekonać pierwszych stu klientów 1 lutego 2007 roku odbyła się premiera Nozbe. Tylko w języku angielskim, bo w Polsce prawie nikt wtedy o GTD nie słyszał. W ciągu pierwszego tygodnia pojawiło się dziesięciu użytkowników. Potem moja aktywność na blogach i forach o GTD zaczęła procentować i pojawiły się pierwsze artykuły o Nozbe. I nagle: lawina użytkowników. Do maja Nozbe miało ich już 5000! Wtedy wprowadziłem konta płatne, aby sprawdzić, czy ktoś faktycznie będzie chciał zapłacić za korzystanie z narzędzia. Tak oto pozyskałem stu pierwszych płacących klientów. Z jednej strony kupiło tylko 2% osób, z drugiej jednak miałem już aż sto osób płacących za mój programik rozwijany „po godzinach”. 2007 rok – iNozbe – pisanie Nozbe na iPhone’a po omacku W 2007 roku premierę miał też inny produkt – iPhone. W sprzedaży pojawił się w czerwcu, ale tylko w Stanach Zjednoczonych. Moi klienci zaczęli pytać o Nozbe na iPhone’a. Wtedy można było robić na niego tylko aplikacje webowe. Używając więc Safari na moim Thinkpadzie, różnych innych symulatorów oraz testując program z pomocą użytkowników, po tygodniu kodowania stworzyłem – pierwszą aplikację do GTD na iPhone’a na świecie. I najlepsze było to, że tę aplikację w akcji na rzeczywistym iPhonie zobaczyłem dopiero we wrześniu (po trzech miesiącach!), kiedy poleciałem do San Francisco na konferencję i dostałem swego pierwszego iPhone’a. 2008 rok – Nozbe full time, czyli najważniejsza decyzja w moim życiu Do tej pory pracowałem na dwa etaty. Do godziny 16:00 obsługiwałem moich klientów jako „internet marketer”, a popołudniami pracowałem nad Nozbe. W 2008 roku przychód z Nozbe był już na tyle stabilny, że zacząłem stopniowo „zwalniać” moich klientów i skupiać się tylko na Nozbe. Wtedy też zatrudniłem pierwszego pracownika – młodego, bardzo zdolnego programistę – Tomka. Na początku na pół etatu. Tomek jest z nami do dziś i jest CTO Nozbe. 2008 rok – spotkanie z guru, z Davidem Allenem Także w tym roku sam David Allen, autor książki o GTD, miał swoje pierwsze szkolenie w Warszawie. Zapisałem się na nie rzecz jasna! A dzięki swym kontaktom udało mi się po szkoleniu zaprosić go na kolację – wspólnie z naszymi żonami. Wow! Zaledwie po roku prowadzenia Nozbe osobiście poznałem swojego guru. Jeśli ja, nieznany nikomu gość z Polski, może jeść kolację z autorem bestselerowej książki i guru zarządzania czasem, to wszystko jest możliwe! 2009 rok – Nozbe w App Store Pomimo wczesnego sukcesu z iNozbe, niestety przespałem App Store w 2008 roku i potem pośpiesznie szukałem rozwiązania na napisanie natywnej aplikacji na iPhone’a. Nie znałem Objective-C, więc zatrudniłem wietnamskich programistów, aby napisali mi prostą aplikację na iPhone’a. Udało się ją wypuścić do App Store’a i to był sukces, ale niestety aplikacja nie była najlepsza i wymagała wielu poprawek. Musiałem coś z tym zrobić, bo iPhone zyskiwał na popularności i był już sprzedawany prawie na całym świecie. 2010 rok – Nozbe na iPada i iPhone’a Poznałem chłopaków z firmy Macoscope i rozpoczęliśmy współpracę. Kontynuowali rozwijanie aplikacji Nozbe na iPhone’a i stworzyli appkę na iPada. Dzięki nim udało się bardzo szybko zbudować aplikację dużo lepszą od poprzedniej i pojawić się na iPadzie zaledwie dwa miesiące po premierze tego urządzenia! Dzięki temu Nozbe znowu było liderem w dziedzinie produktywności na oba hity od Apple – zarówno iPhone’a, jak i iPada. 2010 rok – Nozbe po japońsku Ciągle usprawniania aplikacja webowa Nozbe oraz dodatkowe appki na iPhone’a i iPada były dostrzegane w wielu krajach, chociaż Nozbe było dostępne tylko po angielsku. Wtedy też jakiś bloger z Japonii napisał książkę (po japońsku) o kreatywnej pracy na urządzeniach Apple… i pierwszy rozdział poświęcił w całości Nozbe. Pamiętam to jak dziś – sprawdzam zamówienia Nozbe i widzę mnóstwo nowych klientów z Japonii. Wchodzę na Twittera i, gdy wyszukuję wzmianki o „nozbe”, co 20 wzmianka NIE jest po japońsku. Wow! Musiałem szybko znaleźć w Polsce osobę znającą japoński, aby móc odpowiadać na maile od nowych klientów i stworzyć japońską wersję strony. Nie mogłem wówczas w to uwierzyć! Co miesiąc zapisywało się do Nozbe więcej Japończyków niż Amerykanów! 2010 rok – Nozbe po polsku – dopiero teraz! Dopiero po trzech latach pracy nad Nozbe zabraliśmy się za tłumaczenia strony na dodatkowe języki, przede wszystkim na polski i wspomniany japoński. Dla mnie zawsze większe znaczenie miało to, w jakim języku mówią moi klienci, a nie z jakiego kraju sam pochodzę. W 2010 roku zauważyłem jednak, że tematyka organizacji czasu i produktywności zaczyna zyskiwać popularność w Polsce i zainteresowanie Nozbe wzrasta, więc czas było działać. 2011 rok – Nozbe trzęsie Japonią Kontakt z blogerem z Japonii – panem Zono-san – zaowocował popularyzacją Nozbe w Japonii, pierwszą książką o Nozbe i moją pierwszą podróżą do Kraju Kwitnącej Wiśni. Wyjazd był świetnie zaplanowany i połączony z pierwszą konferencją prasową. Został jednak przerwany za względu na silne trzęsienie ziemi i fale tsunami. Musieliśmy przerwać promocję, a ja postanowiłem wrócić wcześniej do domu. Zanim wróciłem, wraz z Japończykami, postanowiliśmy użyć Nozbe do pomocy poszkodowanym i stworzyliśmy projekt – udało się wówczas wesprzeć wiele osób szukających informacji i porad w tych tragicznych okolicznościach! 2012 rok – Nozbe na desktop, jest już w Mac App Store Po aplikacjach na iOS i fali „Web rynek skłaniał się ku aplikacjom natywnym, więc postanowiliśmy stworzyć aplikację Nozbe na Maca i komputery z systemem Windows. Mieliśmy dużo problemów, ale w końcu udało się pożenić technologie webowe i natywne oraz z sukcesem wrzucić aplikację Nozbe do Mac App Store. 2013 rok – kurs „10 kroków do maksymalnej produktywności” Zauważyłem, że mój biznes trapi problem jajka i kury: wiele osób nie korzysta z Nozbe lub nie umie z niego dobrze skorzystać, bo nie zna podstawowych technik organizacji czasu. Dlatego postanowiłem nagrać kurs „10 Kroków do maksymalnej produktywności”. Wybrałem formę video i nagrałem go we wszystkich językach, jakie znam, czyli po polsku, angielsku, hiszpańsku i niemiecku. W 2017 roku wydamy ten kurs w wersji rozszerzonej i zaktualizowanej jako książkę (zapisy pod adresem: 2013 rok – Nozbe – na wszystkie platformy W tym roku zrozumieliśmy, że „wersja mobilna” nie jest dodatkiem do Nozbe, ale często bywa głównym kanałem, na którym ludzie korzystają z aplikacji. Powstał trend „mobile first” i czas było przejąć kontrolę nad całym naszym ekosystemem. Postanowiliśmy, że czas wprowadzić wspólne wersjonowanie aplikacji Nozbe i wydać nasze własne appki, zbudowane przez nasz zespół. Podziękowaliśmy teamowi z Macoscope za współpracę, bo wspólnie zrobiliśmy coś ważnego. Nadszedł jednak czas na stworzenie własnego ekosystemu. Tak powstało Nozbe na wszystkie platformy: Web, Mac, Windows, iPhone, iPad i Android. 2014 rok – Nozbe i podwojenie zespołu Rynek zmieniał się jeszcze dynamiczniej niż w poprzednich latach i zrozumieliśmy kolejną rzecz: aplikacja na iPhone’a nie może być tylko „mobilną”, uboższą wersją naszej głównej aplikacji. Musi mieć prawie tyle samo funkcji, bo użytkownicy często tylko z takiej wersji Nozbe korzystają. Tak powstał projekt Nozbe który tworzyliśmy pod hasłem „mobile first”, czyli zaczynając od projektowania na ekrany mobilne, a potem dopiero skalując efekty pracy na ekrany komputera. W międzyczasie także podwoił nam się zespół. Do 2013 rijy liczył 12 osób, a do końca 2014 – liczba pracowników wzrosła do 24. 2015 rok – Nozbe na zegarek Apple Watch Jak już opisywałem na łamach iMagazine, praca w Nozbe to też świetna wymówka, aby co roku zmieniać iPhone’a na najnowszy model oraz kupować nowe gadżety. Wszystko po to, aby zawsze być ze wszystkim na bieżąco. Nie inaczej było z Apple Watchem. Kupiliśmy na początku dwa zegarki: jeden dla mnie, a drugi dla naszego dewelopera iOS… I wkrótce po premierze zegarka mieliśmy aplikację Nozbe na nadgarstku. Codziennie jej używam i, wbrew pozorom, przeglądanie nowych zadań na zegarku jest całkiem wygodne! 2015 rok – szablony projektów – czyli uczymy się razem! Nasze doświadczenia z kursem „10 kroków” i przygodą w Japonii z „PublicNozbe” zaowocowały nowym projektem – Dzięki niemu użytkownicy mogą publikować szablony swoich projektów Nozbe i dzielić się w ten sposób wiedzą i doświadczeniem. Jak wykonać przegląd tygodnia? Co spakować na zawody triatlonowe? Jak upiec ciasto? Jak przebiec 10 km poniżej 50 minut? Jest tam wszystko! A baza wiedzy rośnie każdego dnia. W 2017 roku uruchomimy wersję tego dodatku do Nozbe i mamy nadzieję na jeszcze więcej „gotowców” stworzonych przez użytkowników. 2016 rok – Nozbe i zwrot w kierunku klientów biznesowych Nozbe od początku było narzędziem wspomagającym organizację spraw. Z czasem zauważyliśmy, że wiele projektów realizujemy przecież z pomocą innych ludzi, więc wprowadziliśmy współdzielenie projektów i z czasem – tworzenie zespołów w Nozbe. Jednak dopiero w wersji podeszliśmy do sprawy na poważnie i oprócz redesignu, nowego logo i innych udogodnień wprowadziliśmy konta dla biznesu. Celem było to, aby firmy i zespoły faktycznie mogły komunikować się skutecznie poprzez zadania – tak, jak robimy to my, używając Nozbe do tworzenia Nozbe. Naszym głównym konkurentem staje się email, który ciągle w wielu firmach używany jest do zarządzania projektami. 2017 rok – dziesięć lat Nozbe, a my dopiero zaczynamy! Dziesięć lat minęło jak jeden dzień. Choć wiele osób pyta mnie, czy się jeszcze tym nie znudziłem, ja nadal jestem zmotywowany do dalszej pracy nad Nozbe. Właściwie, to jestem super podekscytowany, bo widzę, ile jest jeszcze do zrobienia. Na ten rok i na kolejną dekadę mamy wiele ambitnych planów. Nie chcemy dominować świata, ale zamierzamy pomóc w organizacji zadań i projektów jak największej ilości osób i ich zespołów. Chcemy, aby osiągali sukcesy dzięki naszej aplikacji. Przy okazji wspomnę, że właśnie przekroczyliśmy barierę 400 tysięcy kont w Nozbe. Mamy dziesięć wersji językowych i obsługujemy sześć walut. Najwięcej użytkowników mamy z krajów anglojęzycznych – takich jak USA, Kanada, Wielka Brytania i Australia, ale zaraz potem jest Polska i ciągle Japonia. Czyli można powiedzieć, że jesteśmy w pełni globalną firmą. I do tego pracujemy w systemie „No Office”, czyli bez biura – każdy pracuje z domu. Jak widać, poznawanie nowych trendów i technologii oraz wykorzystanie ich w rozwoju Nozbe nieustannie sprawia mi niesamowitą frajdę.
Forum miłośników lamp i retro radiotechniki Przejdź do zawartości Wyszukiwanie zaawansowane Więcej… Tematy bez odpowiedzi Aktywne tematy Szukaj FAQ Zaloguj się Zarejestruj się Forum-Trioda Szukaj Informacje Chwilowe wyłączenie Forum Triody z powodu modernizacji oprogramowania!!! Forum-Trioda Strefa czasowa UTC+02:00 Usuń ciasteczka witryny Kontakt z nami Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Limited Polski pakiet językowy dostarcza Zasady ochrony danych osobowych | Regulamin
Fot. Bill Ingalls/NASA (domena publiczna) [ Dziesięć lat temu, 21 lipca 2011 roku do historii przeszedł jeden z najbardziej charakterystycznych programów załogowych lotów kosmicznych, czyli Space Transportation System (STS). Tego dnia wahadłowiec Atlantis zakończył 30-letnią epopeję misji promów orbitalnych - niepozbawioną dramatycznych momentów, ale też i chwil triumfu. Przez trzy dekady program przyczynił się do znaczącego rozwoju kosmonautyki, dając społeczności międzynarodowej możliwość uruchomienia i serwisowania takich instrumentów, jak Kosmiczny Teleskop Hubble'a czy Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, przyczyniając się do powodzenia znaczącej liczby misji użytkowych i badawczych. Choć był to najdłuższy program eksploatacji załogowych pojazdów NASA, jego istnienie mogłoby pewnie trwać jeszcze dłużej, gdyby nie dwie zaistniałe katastrofy. W czwartek 21 lipca 2011 roku o godzinie 5:57 rano czasu wschodniego (w Polsce mieliśmy moment tuż przed południem) koła orbitera Atlantis po raz ostatni, po czternastodniowym pobycie w przestrzeni kosmicznej, zetknęły się z płytą lotniska w Centrum Kosmicznym im. J. F. Kennedy'ego. Chwilę później spadochrony wyhamowały prom, by ten zatrzymał się finalnie w miejscu lądowania. Krótko potem do stojącego wahadłowca podjechały pojazdy zabezpieczenia technicznego, z jednostką Vapor Dispersal Unit, czyli gigantycznym wentylatorem, którego zadaniem było "zdmuchnięcie" zjonizowanych gazów z powierzchni statku kosmicznego, by zakończona misja mogła przejść do historii bez żadnych incydentów. Wraz z nim pojawił się Crew Transporter Vehicle, tudzież główny pojazd, do którego astronauci przeszli przez właz orbitera, uprzednio wyłączając wszelkie systemy elektroniczne promu. Wkrótce przyszła dogodna chwila na podsumowanie - emocjonujące przemówienia i uroczyste odholowanie promu Atlantis do budynku obsługi, gdzie czekał zespół techników, który miał ze statku kosmicznego wielokrotnego użytku uczynić eksponat muzealny - tak jak to zdarzyło się z pozostałymi: Discovery, Endeavour, czy nawet demonstratorami Enterprise i Pathfinder. Kilka dekad eksploatacji promów kosmicznych przeszło tym samym do historii - barwnej, dumnej, ale również i momentami tragicznej, pełnej przestróg. Marzenia o rutynowych lotach załogowych Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, gdy Amerykanie latali już na Księżyc w ramach programu Apollo, zaczęto rozważać koncepcje nowego pojazdu, który będzie wcielał w życie zamysł platformy wielokrotnego użytku, otworającej wrota do powtarzalnej i skoncentrowanej obecności załogowej na orbicie. Pomimo udźwigu, jaki oferowała rakieta Saturn V, amerykańska agencja kosmiczna NASA zdawała sobie sprawę z tego, że powoli czas tej konstrukcji się kończy. Program Apollo, z powodu cięcia funduszy został zredukowany względem pierwotnych założeń, a pozostałe wyprodukowane rakiety nośne i kapsuły, wraz z modułami serwisowymi i dowodzenia, na kilka najbliższych lat przyjęły inne zastosowanie w programie Skylab – stworzenia pierwszej amerykańskiej stacji orbitalnej. NASA jednak potrzebowała pilnie czegoś nowego – czegoś, co będzie tańsze, łatwiejsze w przygotowaniu do lotu i możliwe do wykorzystania w sposób powtarzalny. Stwierdzono, że możliwości takie zapewni system startujący jak rakieta, ale lądujący w sposób przypominający samolot. Dzięki potencjalnie rewolucyjnemu rozwiązaniu, jakim był wielokrotny użytek nowego pojazdu, agencja kosmiczna chciała jak najmniejszym kosztem umieszczać ładunki oraz ludzi na niskiej orbicie okołoziemskiej. I choć rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te założenia w późniejszych latach realizacji programu wahadłowcowego, wówczas wyliczenia na nich bazujące były bardzo obiecujące. W momencie, gdy moduł wznoszenia ostatniego wykorzystanego lądownika księżycowego (z dwoma astronautami na pokładzie) oderwał się od Srebrnego Globu, NASA miała już "na stole" niemal 30 projektów wahadłowca kosmicznego. Były wśród nich rozwiązania zakładające pełną "odzyskiwalność" każdego elementu. W niektórych z nich zamierzano ponownie wykorzystać drogie rakiety Saturn V do umieszczenia orbitera. Niemniej, po latach analiz administracja prezydenta Richarda Nixona dokonała wyboru: budową wahadłowców zajmie się koncern Rockwell, rakietami pomocniczymi Morton Thiokol, a zbiornikami zewnętrznymi Martin Marietta (później Lockheed Martin). Koncepcje promów kosmicznych NASA. Graf. NASA (domena publiczna) [ Po kolejnych latach prac projektowych przystąpiono do wdrożenia założeń produkcyjnych, budując najpierw prototypy i demonstratory (Enterprise i Pathfinder), a następnie już pierwsze użytkowe promy: Challenger i Columbia. I tym sposobem po niezwykle dokładnych przygotowaniach, era wahadłowców rozpoczęła się 12 kwietnia 1981 roku – dokładnie w 20 lat po pionierskim locie majora Gagarina (przed startem jeszcze jako porucznik). O godzinie 7:00 rano czasu wschodniego nastąpił zapłon bocznych rakiet na stały materiał pędny – od tego momentu dla Columbii nie było już odwrotu. Piloci w składzie John W. Young i Robert L. Crippen rozpoczęli dwudniową misję demonstracyjną, w celu dogłębnego zbadania możliwości nowego pojazdu. Zabrali oni ze sobą miniaturową flagę USA, która została wykorzystana również 30 lat później podczas finałowego przelotu. Na wypadek zaistnienia ewentualnych problemów, które zagrażałyby bezpieczeństwu załogi, przewidywano możliwość opuszczenia systemu za pomocą układu katapultowania (wyrzucane fotele były stosowane w czterech pierwszych misjach - gdy skład załogi obejmował jedynie dwóch pilotów). Na wypadek mniej nagłych sytuacji liczono, że po 120 sekundach lotu (gdy paliwo w SRB zostanie wypalone) uda się zawrócić prom i nad Oceanem Atlantyckim zrzucić zbiornik główny po uprzednim zużyciu w locie po trajektorii balistycznej. Fot. NASA (domena publiczna) [ Całe szczęście dla astronautów misja zakończyła się sukcesem, a NASA zaczęła myśleć o następnych zadaniach testowych, by koniec końców zakończyć certyfikację wahadłowców i rozpocząć standardowe misje. Wszakże pierwotnie agencja zakładała, że promy będą startowały nawet dwa razy w miesiącu (24 starty rocznie), a ryzyko utraty załogi szacowano początkowo na 1 do 100 lub nawet 1 do 100 tysięcy. Do feralnego momentu w styczniu 1986 roku załogi promów stopniowo ulegały zwiększeniu, z dwóch do czterech, potem do pięciu, a ostatecznie do siedmiu czy miejscami nawet do ośmiu osób (dodatkowo liczba ta w razie wyższej konieczności mogła zostać zwiększona). To z kolei oznaczało uzyskanie dotychczas niespotykanych możliwości transportu załóg i ładunków – w tym satelitów, głównie telekomunikacyjnych oraz laboratoriów Spacelab. Czyniono poważne prace nad przebudową ośrodka Vandenberg – stamtąd wahadłowce miały startować na orbitę polarną – zapewne w celu umieszczania satelitów rozpoznawczych. Wszakże promy kosmiczne były również swego rodzaju oczkiem w głowie wojskowych. Niestety te ambitne plany zostały pokrzyżowane wraz z niepowodzeniem misji STS-51-L. Wstawanie z popiołów Wtorek 28 stycznia 1986 roku zapisał się w historii programu STS czarnymi zgłoskami. Był to rok, w którym - poza omawianym startem - miało się odbyć jeszcze ich trzynaście, co świadczyło o rozpędzającej się machinie lotów załogowych (choć nadal dalekiego od początkowych oczekiwań). Do Challengera tego dnia po raz ostatni wsiadło siedem osób: Francis Scobee, Michael Smith, Ronald McNair, Ellison Onizuka, Gregory Jarvis, Judith Resnik i Christa Corrigan McAuliffe. Technicznie sama misja miała mieć rutynowy przebieg, jej zadaniem było umieszczenie na orbity satelity telekomunikacyjnego konstelacji Tracking and Data Relay Satellite, którego celem było przekazywanie informacji z wahadłowców na Ziemię oraz na odwrót. Jednakże przy jej okazji, w ramach programu Teacher in Space Project, w przestrzeń kosmiczną miała polecieć osoba niebędąca zawodowym astronautą, a nauczycielem – wspomniana Christa McAuliffe. Załoga tragicznego lotu STS-51-L ze stycznia 1986 roku. Fot. NASA (domena publiczna) [ Można by rzec, że nad misją wisiało jakieś fatum, start był wielokrotnie przekładany, pierwotnie miał się odbyć 22 stycznia. Problemy bywały różne, od pogody po wkręty mocujące i źle funkcjonujące czujniki. Co więcej, sami inżynierowie produkujący rakiety pomocnicze firmy Morton Thiokol ostrzegali agencję kosmiczną NASA, że niskie styczniowe temperatury mogą mieć fatalny wpływ na funkcjonalność uszczelek O-ring zabezpieczających silniki boczne. Tymczasem w dniu ostatecznego startu było wyjątkowo zimno - na tyle, że platformę startową skuły w wielu miejscach kurtyny lodu. To, że właśnie uszczelka stała się powodem kłopotów, ujawniło potem nagranie z lotu Challengera, na którym już w pierwszych sekundach po starcie można dostrzec nienaturalny obłok czarnego dymu wydobywający się spod elementu uszczelniającego prawego SRB (Solid Rocket Booster). Poważniejsze problemy zaczęły się około 58 sekundy lotu. Pomiędzy prawą rakietą boczną a zbiornikiem zewnętrznym, w miejscu gdzie znajdowała się feralna uszczelka, pojawił się już regularny płomień, który w dość szybkim tempie zaczął naruszać zbiornik główny, co w konsekwencji doprowadziło do perforacji jego struktury i wycieku ciekłego wodoru. Dodatkowo, około 72 sekundy lotu doszło do przepalenia mocowania rakiety SRB w dolnej części zbiornika, przyczyniając się do nagłej zmiany wektora ciągu i zaraz potem - całkowitej dezintegracji systemu wraz z orbiterem w 73 sekundzie misji. W Centrum Kontroli Lotów na Florydzie zapanowała cisza. Przez kilka sekund nikt nie wiedział co się wydarzyło, aż w końcu radar zaczął pokazywać wiele obiektów, jednoznacznie mówiących, że pozostałości Challengera kontynuują swobodny lot po trajektorii balistycznej. Chwilę później oficer bezpieczeństwa użył procedury zdalnej detonacji dwóch SRB i zbiornika ET, a oficer dynamiki lotu doniósł, że pojazd eksplodował. W konsekwencji w Centrum - zgodnie z procedurami - zamknięto drzwi i zaczęto zabezpieczać wszelkie materiały na potrzeby koniecznego śledztwa. Moment krótko po rozpadzie promu Challenger - 28 stycznia 1986 roku. Fot. NASA [ Prezydent Reagan, aby zbadać przyczyny katastrofy powołał tzw. komisję Rogersa, która składała się z przedstawicieli rządu USA, astronautów, fizyków i inżynierów. Po wielu miesiącach analizowania zabezpieczonych dowodów komisja ogłosiła werdykt, że powodem katastrofy była wspomniana wcześniej uszczelka, która w wyniku działania niskich temperatur utraciła swoje właściwości. Oskarżono również NASA o liczne zaniedbania, które miały pośredni wpływ na przebieg wydarzeń, tj. zezwolenie na lot w mroźny dzień czy pozostawiające wiele do życzenia traktowanie wymogów bezpieczeństwa załogi. Tamto wydarzenie i jego konsekwencje zadziałały otrzeźwiająco na NASA. Loty promów wznowiono dopiero dwa lata później, po gruntownych zmianach proceduralnych i serii raportów. Program podźwignięto do dawnej świetności, zwłaszcza w kontekście takich misji jak dostawa bardzo istotnego Kosmicznego Teleskopu Hubble'a. W 17 lat po katastrofie Challengera przyszedł jednak kolejny tragiczny cios. Columbia w swój ostatni lot w ramach misji STS-107 wyruszyła 16 stycznia 2003 roku, zabierając ze sobą siedmioro astronautów: Ricka Husbanda, Williama McCoola, Davida Browna, Kalpanę Chawla, Michaela Andersona, Laurela Clarka i Ilana Ramona. Celem misji było przeprowadzenie wielu eksperymentów w warunkach mikrograwitacji. Wydawało się, że start przebiegł bez problemów, jednakże jak się później okazało, od zbiornika głównego (ET) odpadł fragment pianki, która spowodowała 25-centymetrową dziurę w poszyciu orbitera. Fakt ten został zauważony i był przedmiotem rozważań, także z udziałem samej załogi. Nie zdawano sobie jednak sprawy z tego, że rozpędzona pianka może spowodować śmiertelne zagrożenie względem osób znajdujących się w promie. Nie zdecydowano się zatem na ściągnięcie załogi bezpiecznie na ziemię z użyciem drugiego promu – zresztą, procedura Launch on Need miała dopiero nadejść, ale już na skutek katastrofy Columbii. Fragmenty promu Columbia po katastrofie 2003 roku. Fot. Royal Netherlands Air Force via YouTube Powrót zaplanowano na 1 lutego 2003 roku. Prom zaczął wchodzić w atmosferę ok. godziny 13:44 i już po upływie czterech minut od tego momentu komputery pokładowe zaczęły rejestrować niepokojące dane z lewego skrzydła – w miejscu, w którym podczas startu doszło do uszkodzenia osłony termicznej. Stopniowo do wnętrza orbitera zaczęła przedostawać się gorąca plazma okalająca statek podczas wejścia w gęstsze warstwy atmosfery, niszcząc przewody, czujniki, aż w końcu doprowadzając do wzrostu temperatury w wewnętrznych elementach mechanicznych promu i osłabiając jego konstrukcję na skutek spowodowanego pożaru. Columbia rozpadła się o godzinie 14:00 nad Teksasem na wysokości 61 kilometrów. Trzy minuty później jej pierwsze fragmenty uderzyły o ziemię. Tradycyjnie w Centrum Kontroli Lotów w Houston wdrożono procedury kryzysowe, zamknięto drzwi i zabezpieczono materiały. Do zbadania katastrofy powołano kolejną komisję, która pracowała aż do końca sierpnia. Wysunięto wiele zaleceń, takich jak te dotyczące przygotowywania dwóch misji jednocześnie – tej właściwej i ratunkowej, w ramach LON. Ponadto każdy z promów przed dokowaniem do ISS musiał wykonać manewr Rendezvous Pitch Maneuver, by pokazać załodze znajdującej się na stacji wszystkie płytki termiczne - tak, aby na podstawie fotografii ocenić, czy prom bezpiecznie może powrócić na Ziemię. Manewr RPM. Fot. NASA [ Podsumowując, druga katastrofa była wstrząsem, który jak pokazał czas, przyczynił się do wygaszenia programu. Po ostatnim locie Columbii prezydent USA George W. Bush (w 2004 roku) ogłosił osobną koncepcję - Vision for Space Exploration, zakładająca skupienie się na eksploracji Księżyca w ramach programu Constellation, jak i kosmosu za pomocą tradycyjnych rakiet i kapsuły Orion. Jednocześnie ogłosił on, że do 2010 roku program STS zostanie zakończony. Ostatnie loty i dziedzictwo ery wahadłowców Pomimo dwóch katastrof i śmierci w każdej z nich rekordowej liczby astronautów, nie należy zapominać o chlubnych momentach historii programu STS. Jedną z najsłynniejszych misji, poza tymi związanymi z budową Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, było wspomniane już rozmieszczenie Teleskopu Hubble'a w misji STS-31 przez prom Discovery w 1990 roku. Co ciekawe, przed katastrofą Columbii, kiedy nie brano jeszcze pod uwagę kresu lotów wahadłowcem, planowano sprowadzić teleskop na Ziemię i wystawić go w Narodowym Muzeum Lotnictwa i Przestrzeni Kosmicznej w Waszyngtonie. Zadanie to miało zostać zrealizowane w trakcie misji STS-144. Tak czy inaczej, teleskop ten zawdzięcza swoje działanie dwóm kluczowym wyprawom serwisowym umożliwionym przez promy kosmiczne. Jedna z ostatnich większych awarii komputera głównego, która od połowy czerwca do połowy lipca br. czyniła teleskop bezużytecznym, zrodziła w światowej opinii publicznej przekonanie, jakoby warto było utrzymać w rezerwie przynajmniej jeden funkcjonalny orbiter do celów serwisowych. Koniec końców, w drugiej połowie lipca udało się wybudzić główny komputer, przez co HST zyskał jeszcze trochę czasu swojego życia – przynajmniej do momentu, gdy James Webb Space Telescope nie zostanie umieszczony w punkcie libracyjnym L2 i nie będzie w pełni funkcjonalny. Skoro już była mowa o budowie ISS, na przestrzeni 13 lat budowy i utrzymania stacji po stronie amerykańskiej wykonano 26 dedykowanych lotów spośród wszystkich 36 misji z udziałem wahadłowców. To właśnie ze względu na budowę ISS zdecydowano na wydłużenie, na tyle, ile się dało, programu STS. Dzięki ładowności promów można było zabrać większe segmenty stacji i je połączyć już na orbicie. Ostatnim pierwotnym modułem, służącym do rozbudowy ISS, był moduł AMS – Magnetyczny Spektrometr Alfa, służący do pomiaru promieniowania kosmicznego. Został on wyniesiony w ostatniej misji promu Endeavour – STS-134, rozpoczętej 16 maja 2011. Niedługo później, bo 8 lipca 2011 roku wystartował Atlantis ze swoim ostatnim zadaniem – dostarczenia zaopatrzenia na MSK. Po katastrofie z 2003 roku misja STS-135 była jedyną, gdzie nie przygotowywano na drugim stanowisku startowym ratunkowego wahadłowca, który w razie niemożności bezpiecznego sprowadzenia załogi właściwej misji, miałby za zadanie przechwycić ją, poprzez spotkanie dwóch statków na orbicie i dokonania kilkukrotnie EVA (spacerów kosmicznych) w przestrzeni kosmicznej, a w następstwie lądowania tego sprawnego promu, zdalnie deorbitując nad obszarami niezamieszkałymi ten uszkodzony. Tak się nie stało, gdyż wszystkie orbitery były już przekształcane w eksponaty muzealne, a sam ostatni lot Atlantisa był niespodzianką – miał służyć jako ratunkowy system względem wcześniejszej misji promu Endeavour, a wobec jego gotowości do lotu, został wykorzystany jako pojazd właściwy. Dwa promy: Atlantis i Endeavour w 2008 roku. Ewentualną misję ratunkową miał pełnić wówczas Endeavour. Fot. Troy Cryder/NASA [ Załogę stanowiły cztery osoby – Christopher Ferguson, dowódca, komandor US Navy; Douglas Hurley, pilot, pułkownik USMC (powróci za niespełna 10 lat jako uczestnik pierwszej misji statku Crew Dragon); Sandra Magnus i Rex Walheim jako specjaliści (ostatni był pułkownikiem USAF). Hurley, biorąc później udział w pierwszej załogowej misji komercyjnego statku, symbolicznie spiął klamrą starą i nową epokę pojazdów wielokrotnego użytku – wszakże pierwszy stopień Falcona 9 i sama kapsuła Dragon 2 są odzyskiwalne, a firma SpaceX bije rekordy związane z wielokrotnym używaniem segmentów głównych. Ostatnia misja STS, poza zaopatrzeniem wyniosła na orbitę pikosatelitę Picosatellite Solar Cell Testbed 2, demonstrator technologii dla USAF. Zabrano również symbole związane ze startem STS-1 – dokładnie taką samą flagę, którą Young i Crippen wzięli ze sobą do Columbii, naszywki – STS-1 i STS-135, a także model promu kosmicznego. Te pamiątki zostały na ISS, przyczepione do włazu w części amerykańskiej. Fot. NASA [ Przez następną niemal dekadę Amerykanie byli zdani na łaskę i niełaskę Rosjan. Załogowa droga na ISS prowadziła tylko i wyłącznie przez Bajkonur. Niewiele pomogły ambitne plany programu Constellation, który w niekrótkim czasie po zakończeniu programu STS zakładał loty kapsułą Orion i rakietą nośną Jupiter lub Ares I. Niewielki wówczas budżet NASA nie pozwalał zresztą na dalsze kontynuowanie także i programu Constellation, który przede wszystkim zakładał powrót człowieka na Księżyc już w drugiej dekadzie XXI wieku. Same projekty ciężkich rakiet na wiele lat poszły w odstawkę. Dojrzewał jednocześnie program wynoszenia astronautów na pokładzie pojazdów zbudowanych przez firmy komercyjne. Wiele z nich dostawało pieniądze na realizację swoich projektów. W ramach Commercial Crew Program powstały kapsuły: Dragon 2 od SpaceX, CST-100 Starliner od Boeinga, a także niewielki wahadłowiec Dream Chaser od Sierra Nevada. Pierwsza z nich już w tej chwili z transportuje astronautów na ISS, druga ma niebawem odbyć pierwszy bezzałogowy lot tamże, a z kolei kolejny w historii USA wahadłowiec (tym razem miniaturowy) wystartuje najwcześniej w 2022 roku. Jednocześnie nie ustają prace nad powodzeniem duchowego sukcesora programów STS i anulowanego Constellation, czyli programu Artemis. Jego rakieta nośna, czyli SLS (od Space Launch System) jest ciężką modyfikacją kluczowych elementów wahadłowca – rakiet na stały materiał pędny (SRB) i silników RS-25. Zakładając optymistyczny scenariusz (że nie dojdzie do dalszych opóźnień), jeszcze w tym roku w kosmos wzniesie się kolejny ważny system nośny rozpoczynający nowy etap programowy amerykańskich lotów załogowych. Preludium do tego ma stanowić oczekiwany niebawem lot z nieobsadzoną jeszcze kapsułą Orion w podróż wokół Księżyca.
Odpowiedzi szpek odpowiedział(a) o 17:32 Moje życie w ciągu 10 lat zmieniło się nie do poznania. W 2010 mieszkałam w mieszkaniu w 10 piętrowym bloku, nad sobą miałam ludzi, którzy nic nie robili tylko imprezowali. Za każdym razem gdy coś im spadło było trzask bądź huk. Dwa lata później dowiedziałam się, że tata dostał awans w firmie reklamowej i stać nas na kupienie domu. Wyprowadziliśmy, byłam bardzo szczęśliwa z tego powodu nareszcie mogłam spokojnie odrobić lekcję bądź zająć się młodszą siostrą. jakieś trzy lata później poznałam chłopaka wysokiego blondyna z niebieskimi oczami. chodziliśmy ze sobą przez kilka miesięcy ale potem mnie rzucił, ponieważ stwierdził że się nie nadaje na dziewczynę że, interesuje mnie tylko czubek własnego nosa. Przez następne parę lat kupiliśmy psa i przeprowadziliśmy się z trzy razy, bo to mieszkanie za małe, a tamto za duże. Teraz się cieszę, że w końcu znaleźliźmy miejsce dla Mateusz M. seba1919 odpowiedział(a) o 19:20 Ten styl to jakaś masakra... A co do autora pytania - wpisz zadane pl minęło 10 lat jak wygląda teraz twoje życie... Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
zapytał(a) o 21:05 Mineło 10 lat jak wyglada teraz twoje zycie? napiszcie prosze ;( bedzie N@J i dyplom i co tylko chcecie tylko napiszcie prosze ;(( To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% Najlepsza odpowiedź normalnie .. ale opiszemam 13lat. chodzie do 1 gim. prowadze bloga w raz z moja najlepszą kol. o nazwie (zapraszam konkurs trwa do wygrania śliczny zegarek ;PP) coś w tym styluu ;D Odpowiedzi Dobrze... właśnie ile do Klubu nocnego tańczyć... na rurze... Uważasz, że ktoś się myli? lub
minęło dziesięć lat jak wygląda teraz twoje życie opowiedz